piątek, 26 listopada 2010

Sloneczne koraluszki

Dawno jakoś nie robiłam nic z filcu. Może przez to, że jestem ostatnio zaganiana, a na jedno filcowe posiedzenie trzeba poświęcić minimum godzinkę, bo inaczej to nie ma co całego warsztatu rozkładać. Bardziej mi pasowały druty, bo można na chwilke przysiąść w fotelu i machnąć kilka rządków, bez robienia wielkiego bałaganu. Zbliżam się już do końca dzieła, więc niedługo pokażę, a w między czasie pokaże korale, kóre niedawno udało mi się ukończyć:

Koraluch wyszyty jest cekinami, koralikami przywiezionymi z pchlego targu w Berlinie, a na środku jest kawałek nursztynu od siostry :) Aha, kwiatkowe cekinki tez sa z Berlina.

niedziela, 21 listopada 2010

Zegar dwuserwetkowy

Powracając do głównego tematu wytworów, chciałabym pokazać zegar, który powstawał bardzo wolno. Najpierw najłatwiejsza część - czyli zakup. Potem musiał sporo odleżeć czekając na lepsze czasy. Później biłam się z myślami jak go wykończyć. W ostateczności zdecydowałam się na dwie serwetki - w oryginale złote, po kontakcie z lakierem niestety lekko zzieleniały.



Z pomocą M (eh, kobiety i technika :) udało sie zamocować mechanizm, a po kilku wygiętych gwoździach zegar wisi już na ścianie. Brakuje mi jednak cyferek, bo ciężko odczytać godzinę. Może kiedyś jakieś dodam, albo i nie :)

sobota, 20 listopada 2010

Rozwiązanie zagadki

Dziękuje za komentarze pod poprzednim postem - miło jest wiedzieć, że ktoś tu jednak zagląda :)

Ten dziwny gliniany przedmiot to... berberska szminka! Na glinie jest umieszczony sproszkowany barwnik. Wystarczy go potrzeć poślinionym palcem, rozetrzeć na wargach i makijarz rodem z MaxFactor gotowy :) Troche tylko mało poręczna ta szminka - do torebki sie nie zmieści :)

piątek, 12 listopada 2010

Shopping w Maroku :)

I już po urlopie! Wróciliśmy cali i zdrowi, pełni wrażeń :) Ku mojemu zaskoczeniu zwiedzanie marokańskich miast to był jeden wielki shopping! Medyny - czyli stare części miast to jedno wielkie targowisko. Handlują tu wszyscy i wszystkim. No więc nie byłabym sobą, gdybym z wyprawy nie wróciła z pustymi rękami :P
Poniżej krótki przegląd moich łupów :)

Zboczenie filcowe juz  od początku wyprawy kazało mi szukać suków z wełną :P I nie zawiodłam się, znalazłam suk farbiarzy, ale o tym w następnym poście. Tutaj pokażę wełnę jaką kupiłam - tak eksperymentalnie, bo byłam ciekawa, czy da się wfilcować do mojej czesanki.


W Fezie zwiedziliśmy garbarnie (niezapomniane przeżycie węchowe), więc nie mogłam się oprzeć i zakupiłam kilka rzeczy ze skóry. Na swoje rozgrzeszenie mam fakt, iż kosztowały tyle, co w Polsce chińska cerata zwana szumnie ekoskórą.
Czerwona torebka:


Skórzane balerinki i papucie. Ponoć to ręczna robota. Ciekawostką są dla mnie podeszwy ze skóry - ciekawa jestem jak się będzie chodziło.


Oczopląsu dostałam przy kramach z pasmanterią. Takiej ferii barw to ja jeszcze nie widziałam! Spędziłam chyba z 15 minut podejmując decyzję jakie kolory nitek jedwabnych kupić :) Nitki są nawinięte na bambusowe kijki, które wzbudziły ciekawość celnika na frankfurckim lotnisku. Do tego kupiłam kilka guziczków - śmiesznych węzełków ze sznurka, które ozdabiają arabskie dżalabije.


Potem już standardowo nabyłam kilka par kolczyków i breloczków:


Ładnie haftowaną tunikę:


A z rzeczy różnych: pachnidło w kostce - ponoć to ambra, skrzyneczkę z drewna tui, przyprawy do kuskusu. Mój M na pocieszenie dostał od sprzedawcy naturalne wykałaczki do zębów - czyli ususzony kwiatostan czegoś :)



Uff, wyszło jednak, że chyba jestem zakupoholiczką :) To na koniec mała zagadka - co to jest?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...